Oba środowe mecze były rewanżami po bezbramkowych remisach w pierwszych pojedynkach. Atut własnego boiska bezwzględnie wykorzystała Barcelona - wyszła na prowadzenie po 18. minutach spotkania z Olympique Lyon i po skutecznie wykonanym karnym Lionela Messiego. Jeszcze przed przerwą gospodarze dołożyli trafienie autorstwa Philippe Coutinho.
Po zmianie stron kontaktowego gola zdobył Olympique, ale to tylko podrażniło graczy Ernesto Valverde, którzy rozbili rywala w drugiej połowie. Kolejną bramkę dołożył Messi, który oprócz dwóch goli zaliczył w tym meczu tyle samo asyst, na listę strzelców wpisali się także Gerard Pique i Ousmane Dembele.
Sędzią tego spotkania był Szymon Marciniak. Oprócz decyzji o karnym, musiał podjąć trudną decyzję o zaliczeniu bramki dla gości. Ostatecznie, po analizie VAR, zaliczył gola Lucasa Tousarta. Katalończycy domagali się odgwizdania spalonego.
W drugim środowym pojedynku kibice mogli zobaczyć innego Polaka. Robert Lewandowski przedłużył jednak swoją passę meczów w fazie pucharowej bez strzelonej bramki, jego Bayern Monachium przegrał z Liverpoolem 1:3 i odpadł z Ligi Mistrzów.
Choć w fazie pucharowej Ligi Mistrzów Lewandowski zdobył już 19 bramek, to w dwóch ostatnich edycjach rozgrywek (2017/2018 i 2018/2019) trafiał tylko w jednym meczu - przed rokiem z Besiktasem Stambuł, w wygranym 5:0 spotkaniu 1/8 finału - zauważa Onet. W środę Lewandowski bardzo chciał tę statystykę poprawić, ale gdy był bliski strzelenia gola, to ubiegł go Joel Matip i zdobył bramkę samobójczą. Polak był ruchliwy, często grał na pograniczu spalonego, ale niewiele z tego wynikało. Często starał się motywować kolegów, gestykulował i zachęcał do walki, ale działało to chyba tylko na Gnabry'ego. Pozostali piłkarze mistrzów Niemiec rozczarowali.